Reduta Ottawska
Monte Cassino 1994 - Kombatancka Elegia
Stanisław Zybała
Lat pięćdziesiąt. Więc ze swadą
Rodacy się zewsząd zjadą
Aby uczcić, z czego słyną,
Swe zwycięstwo pod Cassino.
Przyjechali kombatanci
Z Anglii, Belgii, US, Francji,
Z Argentyny i Kanady,
By odświeżyć swoje ślady,
Aby ujrzeć znów ruń zboczy,
Które Korpus krwią swą zbroczył;
By rzec "Zdrowaś" i tak dalej
Za tych, co tu pozostali
Choć nie sercem, ale ciałem,
Razem ze swym Generałem.
Liczne były tu spotkania
Zostających na wygnaniu.
Kombatant jest dumny z tego,
Że o groby dba kolegów.
Więc przybyli znów z ochotą
W rocznicę zwycięstwa złotą.
Że już nie ma Pe-eR-eLu
Będzie także z Polski wielu.
Rząd warszawski nas ugości,
Będzie łatwiej tak i prościej.
Sprawa jest bowiem ot taka,
Że w rządzie chłopa Pawlaka
Siedzi spec-minister znany
Od spraw represjonowanych
I od wielu innych frantów,
Nawet i od kombatantów.
On tu przyśle swoich ludzi,
Nie musimy się więc trudzić.
Przyjechali wielkim stadem:
Wojska dużo, dla parady,
Z szefem sztabu, chórem całym,
Był i okręt z admirałem
/Nie w Cassino, tuż w Gaecie/...
Lecz dlaczego?
Wiemy przecież,
Że zwycięstwo los nam zdarzył
Bez pomocy marynarzy.
Był Prezydent ze swą świtą,
Pawlak z dziećmi i kobitą,
Asystentów przy nim trochę,
Turystyka za darmochę!
Posłów i żon też gromadka,
Włochy widzieć, toż to gratka.
Lecz nie znajdziesz, aż do rana,
Wśród nich z Polski weterana.
* * *
Nie pierwszyzna! Byłoż krzyku,
Gdy w rocznicę do Narwiku
Norwegowie, mociumpanie,
Prosili, by Podhalanie,
Którzy z nimi tam walczyli,
W ich obchody się włączyli.
Dwa tuziny, rzekli w liście,
Koszt płacimy, oczywiście!
Trudno znaleźć jest górali
Do Norwegii by jechali.
Jeden tylko się odważył...
Lecz nie brakło dygnitarzy!
W walkach udział ich był wielki,
Strzelali korkiem z butelki!
I tak przez tych pieczeniarzy
Polak stracił sporo twarzy.
* * *
W rocznicowy ranek szary
Przyjechały, autokary,
Prosto z Kraju, chyba z dwieście:
Matki, siostry, by nareszcie
Uczcić pamięć syna, brata,
Czy ojca ... po tylu latach...
Lecz cóż? Wara od cmentarzy,
Te tylko dla dygnitarzy.
Won na łąkę i w krowieńce,
My za was złożymy wieńce.
Będą z wami kombatanci,
Z Brazylii, Boliwii, Francji;
Przyjechały bohatery,
Podziwiajcie ich ordery...
Znad klasztornej stromej góry
Patrzał Święty Piotr przez chmury
Na cyniczne ceregiele;
Było tego mu za wiele!
Potrząsł gniewnie brodą srebrną,
Lać zaczęło z chmur, jak z cebra.
Mokli wprawdzie ludzie prości,
Ale lało i na gości,
Na Prymasa, Prezydenta,
Pawlaka, gdy się przypętał,
Szefa sztabu i żołnierzy,
Na harcerki i harcerzy.
Lało nawet, mociumpanie,
Gdy Prymas głosił kazanie,
Wiernymi wstrząsały dreszcze,
A on kazał długo jeszcze.
Chrystus głosił Słowo Boże
W słońcu, nigdy w deszcz na dworze...
Pan Prezydent, w słotne rano,
Czytał co mu napisano,
Co się tutaj kiedyś działo,
Nie chciał skrócić, choć wciąż lało,
Rzekł nam, wiecie co kolego?
Bez Rozdziału Ostatniego
Książka pana Generała
Tu skończona dziś została!!!
Rzeczywiście!!! Kombatanci z Meksyku,
Hiszpanii, Francji, Peru, US i Kanady
Widzą koniec swej ballady.
Może będą w Polsce gościć,
Lecz u siebie złożą kości,
Czy w Kanadzie, czy we Stanach,
Gdzie szanują weterana,
Nie spędzają go z cmentarzy
Dla ochrony dygnitarzy;
Aby z mogił, choć ubocznie,
Zrobić karier swych odskocznię.
Chciał nas przyjąć, mociumpanie,
Ojciec Święty w Watykanie,
Lecz uszkodził ciężko nogę,
Więc Biskupa wysłał w drogę,
Wesołego, do Cassino:
Jedź, odczytasz do mych synów
Oraz córek to posłanie:
Pod obroną Naszej Pani,
Wolnej Polski doczekali.
Niech Jej wiernie służą dalej
W bratniej wspólnocie Kościoła,
Jak kiedy ich Bóg powołał
Na szlak żołnierski, tułaczy;
że się oparli rozpaczy
Niezłomnie służąc swej Sprawie,
Kocham ich i błogosławię.
Czytał Biskup głośno, śmiało,
Chociaż nadal wciąż padało
I tym zamknął mówców koło.
Oj, nie było tam wesoło!
A nazajutrz, wcześnie rano,
Osservatore Romano
Wyszło z tekstem w polskiej mowie.
Radość naszą któż wypowie:
Lepsze oko niźli ucho,
Bo orędzie masz na sucho.
Bez parady, widowiska,
Znikali ludzie z pastwiska.
W autobusy wsiadły matki
Zabierając z sobą kwiatki
Których po podróży dobach
Nie mogły złożyć na grobach;
Z uczuciem goryczy, sromu,
Wracały z nimi do domu.
Ruszyli też kombatanci,
Z Szwajcarii, Szwecji i Francji,
Zelandii, Wenezueli
Szybko do swoich hoteli,
Wysuszyć blezery zroszone,
Gdyż wkrótce obiad w Pavone.
Było ponad tysiąc chłopa
W salach o wysokich stropach,
Złączonych elektronicznie;
Przyjemnie być razem licznie.
Duch rubaszny i morowy,
Zepsuć nie mogły go mowy,
Krótkie, Wałęsy, Pawlaka.
A reakcja była taka,
że za łąkę w żadnej sali
'Sto lat' im nie zaśpiewali.
Drżało w posadach Pavone,
Kiedy to bractwo stłoczone,
Z tryumfów lat młodych rade,
Ryknęło "Karpacką Brygadę",
Tę pieśń marszową, bojową,
Z piersią wypiętą, wzwyż głową,
Z tęsknotą do Warty i Wisły,
Że łzy do oczu się cisły ...
Toast pod Monte Cassino,
Miast deszczu niech leje się wino! ...
Toast pod żołnierskie szlaki! ...
Co nam tam jakieś Pawlaki ...
* * *
W lat trzy nadzieja, pociecha,
Wiatr zdmuchnął ze stolca Lecha
I zmiótł Pawlaka w niesławie.
Może się tam coś poprawi?
Może odtąd kombatanci
Z Australii, Holandii, Francji,
Z Kanady, również i w Kraju,
Już represji nie zaznają???
Ottawa, Listopad 1997 r.
"Duszę swą oddali Bogu, serca Polsce, a ciała ziemi włoskiej..."
Pomik-obelisk 3 DSK. na wzgórzu 593
|