Reduta Ottawska
Wróciliśmy!
Ośrodki
polonijne na całym świecie opustoszały w sierpniu 1992
roku. Kombatanci - żołnierze
tułacze - obecnie działacze na niwie społecznej, wyruszyli ze wszystkich zakątków globu na
zbiórkę do Warszawy, na wspólną Defiladę Zwycięstwa Polaków. O wolność swojej Ojczyzny walczyli
w Kraju, na Zachodzie i na
Wschodzie. Obecnością
swoją tam reprezentowali również i tych towarzyszy broni, którym los
odmówił uczestnictwa w tych szczęśliwych, pełnych emocji,
pamiętnych dniach.
Te do
głębi wzruszające przeżycia znalazły swoje, bo tylko
dla nich zarezerwowane, miejsce w naszych sercach. Długo, o bardzo długo czekaliśmy na ten
dzień! Niejednokrotnie w zwątpieniu,
a nawet i w strachu, że nasze częste: "O Panie! usłysz nasz tułaczy śpiew, bo do Ciebie
męczeńska woła krew"... nie zostanie wysłuchane i
tak jak poprzednie emigracje, nie zdążymy wrócić do Wolnej
Polski.
Od tego czasu
minęło już kilka miesięcy.
Cóż można jeszcze dodać do tych wielu opisów,
sprawozdań i felietonów, które od tego czasu już się
ukazały? Ale każdy z nas,
uczestników, różnie odbierał, reagował i różnie
przeżywał pewne części tych wspaniałych uroczystości.
Powrót do Kraju po 53 latach w takich wymarzonych
okolicznościach był dla mnie bezcennym przeżyciem. Przeżyciem, które żywo pozostanie
w mojej pamięci i do którego ciągle jeszcze wracam z
głębokim wzruszeniem.
Uroczyste otwarcie
Zjazdu odbyło się wieczorem, w piątek 14-go sierpnia na krytym
stadionie Torwar. Niestety, zapowiedziany
w programie Prezydent RP Lech Wałęsa, nie przybył na tą uroczystość; był tylko reprezentowany, a jego przemówienie do nas
zostało odczytane. Kombatanci
wyraźnie byli tym zawiedzeni i... sprawili długą owację
ostatniemu Prezydentowi RP na Uchodźstwie, Ryszardowi Kaczorowskiemu.
Program widowiska
"W służbie dla Polski" w wykonaniu Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego
Wojska Polskiego, oraz artystów scen polskich z Londynu z panią
Renatą Bogdańską-Andersową na czele i zespołami
śpiewu i tańca "Mazury" i "Karolinka" niejednokrotnie wycisnął
łzy, które bez wstydu płynęły po twarzach licznych
uczestników. W świetnie dobranych
pieśniach i słowie, artyści oddali los żołnierzy polskich
II-ej wojny światowej w Kraju, na "nieludzkiej
ziemi" i przeprowadzili słuchaczy przez pola bitew wielu frontów,
gdzie polską krew w ofierze za wolność złożono.
"Gdzie są kwiaty z tamtych
lat?"
załamały głos Renaty Bogdańskiej, a wzruszona widownia,
wspólnie przeżywając raz jeszcze długą wędrówkę,
nagrodziła ją hucznymi brawami.
Dorobek kulturalny emigracji i wyniki pracy nad
utrzymaniem polskości w młodym pokoleniu przedstawiała druga
część programu. Krystyna
Podleska z humorem pokazała jak trudno być "Made in England" Polką w cudzym dla swych rodziców
środowisku. Szkoda, że
w tej uroczystości nie uczestniczyło, jako widzowie, młode
pokolenie Wojska Polskiego.
Kulminacyjnym dniem Zjazdu była sobota 15-go
sierpnia. Od wczesnego ranka na plac
Teatralny i plac marszałka Józefa Piłsudskiego
ściągały liczne grupy kombatantów, które długo
sortowały się pod niezliczonymi tablicami z napisami różnych jednostek
wojskowych i krajów osiedlenia. Dopiero
komendy i marsz Pierwszej Brygady zakończyły te przygotowania, bo na
plac imponująco wkroczyło ponad 400 pocztów sztandarowych. Wśród nich, na przedzie, 12 sztandarów
odznaczonych srebrnym krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari. Ustawiono je wszystkie po obu stronach Grobu
Nieznanego Żołnierza. Jeszcze
nigdy na tym placu nie było aż tyle sztandarów!
Przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego na
maszt wciągnięto flagę państwową, a nad Warszawą
zagrzmiał salut dwudziestu czterech salw armatnich oddanych dla uczczenia
tego pierwszego od 1939 roku Święta Wojska Polskiego, a tym samym
powrotu do dawnych tradycji Polskich Sił zbrojnych.
Na sygnał Wojska Polskiego, wystąpił mjr Tadeusz Kryska-Karski aby
przekazać szablę, symbol tradycji oręża polskiego wojsku
III Rzeczypospolitej. Przejął
ją z rąk mjra Kryski-Karskiego kpt. Bogdan Larem. Łzy radości zalały me oczy,
bo dumny byłem z Tadka, mojego kolegi z lwowskiego Korpusu Kadetów im. Marszałka
Józefa Piłsudskiego. Kilka lat spędziliśmy
razem w tym samym plutonie i byliśmy sobie bardzo bliscy. Cieszyłem się, że to właśnie jemu przypadł ten
największy zaszczyt! Ojciec Tadka
zginął w Katyniu, a tu w Warszawie, w tym historycznym momencie,
jakby w nagrodę za trudy i ofiarę życia, jego syn
dostąpił honoru, jakiego nikt inny nie dostąpił. Oglądałem później film-video
tej sceny i zauważyłem jak Tadkowi drżały ręce - doskonale
rozumiem jakie to dla niego musiało być przeżycie.
Mszę Świętą rozpoczęto
starodawnym hymnem rycerstwa polskiego "Bogurodzica"
i znowu myśl moja uciekła w przeszłość - do lat mojej
młodości w lwowskim Korpusie Kadetów, gdzie codziennie jako
modlitwę wieczorną śpiewaliśmy ten hymn. Dzisiaj, przy tej podniosłej okazji,
wydawało mi się, że ten wspaniały chór śpiewa tę
pieśń tylko dla mnie...
Piękne kazanie wygłosił Delegat Prymasa
Polski ds. Emigracji, ks. bp Szczepan Wesoły. "Emigracja swoje zadanie spełniła" dobitnie podkreślił. Przewodnią myślą tej mocnej
i wzruszającej homilii było, że
"wolność krzyżami się mierzy...", jak w swej
słynnej pieśni "Czerwone maki
na Monte Cassino" wyraził się jej autor, Feliks
Konarski - Ref-Ren. Zastanawiałem
się do kogo Jego Ekscelencja kierował te ważkie słowa? My kombatanci, sterani przeżyciami i
tęsknotą, często poniewierani, jesteśmy już
zmęczeni. Możemy
postawić jeszcze jeden tylko krzyż, który nas czeka, na tej naszej długiej drodze ku wolności. I będziemy musieli postawić go a priori - nasz własny!
Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego ze sztandarem
otwierała tą jedyną w naszej historii defiladę. Szli chłopcy jak świece - ci
naprawdę wybierani! Za nią
sztandary i tysiące kombatantów.
Szli godnie i dumnie, choć już nie tak sprężyście
jak kiedyś... Pierwszeństwo słusznie oddano inwalidom wojennym,
i żołnierzom Września i Armii Krajowej. Za nimi szli reprezentanci wielkich jednostek
Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w kolejności wejścia do
akcji bojowej poza Krajem. Szli lotnicy
i marynarze, a za Brygadą Podhalańską miałem zaszczyt
prowadzić małą grupkę 14-u żołnierzy 1-szej Dyw.
Grenadierów Polskich. 52 lata
minęły już od kampanii francuskiej, kiedy ci, wtenczas młodzieńcy,
mieli nadzieję, że na polach Lotaryngii wywalczą Ojczyźnie
wolność i rychło wrócą do domu.
Dokuczało mi
biodro i to za każdym krokiem. A
ja tu maszeruję po warszawskim bruku przed trybuną wybranego przez naród
Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Chaos mam w głowie, myśli gdzieś mi uciekają. Pół wieku mego życia w sekundzie przeleciało mi przed oczyma:
Kanał Marna-Ren i Lagarde, druty kolczaste i góry... A tu wiwaty, oklaski,
okrzyki: "dziękujemy", "witamy", "niech żyją" budzą jakby
ze zjawy. Na próżno wypatruję
na trybunie naszego ostatniego Prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda
Kaczorowskiego. A może... to nie
ta trybuna? A orkiestra gra "Warszawiankę" - "żyj swobodo, Polsko żyj!"... Maszeruję, bo po to tu przyjechałem, ale jakiś
kurcz za gardło ściska i wzrok mgła zasłania. Jest
upał - czuję, że oblewam się potem. A może to wszystko to tylko sen..?
I szli za nami ci z Tobruku, i Karpacka i Kresowa spod
Monte Cassino i Spadochronowa spod Arnhem.
Szli pancerniacy Maczka spod Falaise i Bredy i szły dzielne kobiety
z Transportowej i Sanitarnej.
Szli ci co tylko
skromne opaski biało-czerwone mieli - powstańcy Warszawy. Szli żołnierze Armii ze Wschodu i
z antykomunistycznego podziemia.
Wszyscy razem!
Głównymi bohaterami tej uroczystości byli ci z
Zachodu. W większości po raz
pierwszy od ponad pół wieku stanęli na ojczystej ziemi. A witała ich rozentuzjazmowana Warszawa
- pełna słońca, uśmiechu, łez i wzruszenia. WRÓCILIŚMY!
Wszystkie usterki w tych trzydniowych uroczystościach
nie powinny być dla nikogo niespodzianką i nie
wpłynęły one na nasze poczucie zadowolenia i
wdzięczność dla organizatorów.
Wreszcie jesteśmy w wolnej Polsce. Wreszcie żołnierze polscy z
Zachodu, którym to szczęście przypadło w udziale, mogli razem z
dumnie podniesionym czołem wziąć udział w paradzie -
PARADZIE ZWYCIĘSTWA!
Zbigniew Pierścianowski
|